Blog

Legenda o smoku wawelskim - tekst

Legenda o smoku wawelskim - tekst

Nie da się ukryć, że w pomelody kochamy baśnie, bajki czy legendy dla dzieci. Wiele z nich zyskało w naszej aplikacji nową, muzyczną wersję, np. Legenda o bazyliszku czy jedna z Waszych ulubionych historii - Legenda o smoku wawelskim. Jeśli zastanawiacie się, dlaczego tekst utworu, który zamieściliśmy poniżej, brzmi inaczej od znanej Wam wersji - zajrzyjcie do tego wpisu.

Legenda o smoku wawelskim dla dzieci

Poniżej znajdziecie właśnie tekst utworu pt. Legenda o smoku wawelskim. Porównajcie ze znaną sobie wersją. Występuje w niej szewczyk Skuba a może szewczyk Dratewka? Wszak utwór ten to jedna z najbardziej znanych polskich legend i doczekał się naprawdę wielu wersji. Jest związany z Krakowem, a dokładniej z Wawelem i znajdująca się u jego stóp Smoczą Jamą. To barwna opowieść o strasznym smoku i dzielnym chłopcu, który postanawia się z nim rozprawić. Naszą wersję znajdziecie poniżej, a tę okraszoną muzyką i efektami dźwiękowymi - w aplikacji pomelody.

Legenda o smoku wawelskim - tekst utworu

Dawno, dawno temu nad rzeką Wisłą rządził Król Krak. Był to dobry i sprawiedliwy władca. Dbał o swoich poddanych, którzy na co dzień ciężko pracowali, ale żyli w dostatku i pokoju.  Od imienia króla, osadę przez niego założoną nazwano Kraków.

A było to miasto piękne i bogate. Liczne sklepy, warsztaty, place i ulice od rana do wieczora tętniły życiem – dzieci biegały wesoło, gospodynie załatwiały sprawunki, przekupki próbowały sprzedać swoje towary na rynku, a rzemieślnicy pracowali w swoich warsztatach. Tu kowal uderzał głośno młotem w kawałek metalu, z którego miał powstać miecz, tu praczki śpiewały wesoło nad baliami z wodą i mydlinami, tam zaś cichutko i w skupieniu pracowali szewcy, szyjąc buty dla mieszczan i dworzan.

legenda-o-smoku-wawelskim

Nad miastem, na wawelskim wzgórzu dumnie wznosił się zamek, w którym mieszkał król Krak. Władca co dzień rano zasiadał w sali tronowej, aby rozstrzygać spory i rozwiązywać problemy swoich poddanych. Popołudniami zaś brał udział w ucztach albo przechadzał się w towarzystwie dworzan po pięknym dziedzińcu, z którego rozciągał się widok na okoliczne pola i lasy, a także płynącą pod zamkowymi murami rzekę Wisłę.

Beztroskie życie mieszkańców Krakowa skończyło się niespodziewanie pewnego pięknego letniego popołudnia. Spacerujący po dziedzińcu król, zatopiony w myślach i zapatrzony w niebo, nagle ujrzał w oddali jakiś ciemny kształt, który z każdą chwilą stawał się większy. Początkowo myślał, że to jakiś ogromny ptak i zaciekawiony wskazał zaobserwowane zjawisko swojemu doradcy, który szedł obok.

– Mój drogi Radzimirze, zdaje mi się, że jakieś wielkie ptaszysko leci w naszym kierunku. Czy widziałeś może kiedyś w którejś ze swych ksiąg stworzenie podobnej wielkości?

Radzimir był jednym z najmądrzejszych ludzi w królestwie, przeczytał wszystkie księgi w zamkowej bibliotece i znał odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Jednak zobaczywszy zbliżający się i rosnący z każdą chwilą kształt mędrzec wydał z siebie przeraźliwy krzyk i, potykając się o własne szaty, uciekł w popłochu w kierunku kamiennych zabudowań. Wielkie zamieszanie zapanowało na zamkowym dziedzińcu, gdy ów tajemniczy kształt na niebie zbliżając się coraz bardziej, przybrał postać ogromnego, pokrytego łuskami gada, z potężnymi łapami, zakończonymi szponami wielkości ludzkiego buta. Z kłapiącej groźnie ostrymi zębami paszczy co chwila buchał ogień! Dworzanie poszli w ślady Radzimira i krzycząc z przerażeniem, pobiegli schować się w swoich komnatach.

Podobny zamęt zapanował na krakowskim rynku, gdy nagle coś ogromnego zasłoniło na chwilę słońce. Ludzie unieśli głowy do góry i ze wszystkich stron rozległy się krzyki:

– Smok! Potwór! Ratuj się kto może!

Smok ział ogniem przelatując nad budynkami. W kilku miejscach widać było już płonące dachy. Mijając kolejne zabudowania zamachnął się ogonem i w ten sposób zburzył jedną z kościelnych wież, która z gruchotem zwaliła się na bruk. Wielki dzwon z wieży potoczył się z brzękiem po ulicy, a ludzie w panice chowali się w bramach kamienic. Gad wylądował w końcu na samym środku rynku, który w mgnieniu oka opustoszał. Węsząc i prychając przechadzał się po wielkim placu, zaglądając swoimi ogromnymi ślepiami w okna budynków i przewracając po drodze stoliki i daszki ulicznych kramów.

Ze swojego warsztatu wyjrzał na ulicę młody uczeń szewca, Skuba. Chłopak zawsze marzył o przygodach i o tym, żeby zostać rycerzem, więc pojawienie się bestii uznał za dobrą okazję do spełnienia swoich marzeń. Tymczasem smok, nie znalazłszy nic do jedzenia, poleciał w stronę okolicznych łąk i pastwisk.

– Jeszcze się spotkamy, poczwaro! – zawołał w jego kierunku szewczyk.

Ulubionym przysmakiem smoka były owce. Najbardziej smakowały mu malutkie, niewinne jagniątka. Lecąc w stronę wsi potwór wypatrzył z góry łąkę, na której pasło się kilkadziesiąt owiec. Pilnowała ich mała pastereczka, która zobaczywszy na niebie ziejącą ogniem bestię zdążyła tylko złapać swoją ukochaną maleńką owieczkę pod pachę i ruszyć w stronę domu. Dziewczynka biegła ile sił w nogach i starała się nie myśleć o tym, co spotkało resztę stada. Tymczasem za sobą usłyszała przeraźliwy ryk i rozpaczliwe beczenie owiec, a po chwili już tylko wstrętne mlaskanie wielkiej paszczy.

Smok, najadłszy się do syta, wrócił pod Wawel. W zboczu wzgórza znalazł bowiem grotę, w której postanowił zamieszkać. I tak w ciągu następnych dni potwór terroryzował okolicę. Spacerował brzegiem rzeki, pożerając złowione przez rybaków ryby, przy okazji niszcząc sieci i łodzie. Latał nad miastem i przysiadał na dachach budynków, niszcząc kominy, zrzucając dachówki i powodując pożary. Ale najbardziej martwili się wieśniacy. Nie dość, że smok pożerał krowy, owce i barany, to jeszcze ziejąc ogniem często niszczył pola uprawne, ogródki warzywne, a nawet całe zagrody. Ludzie bali się o życie swoje i swoich dzieci. Ulice Krakowa opustoszały, a na wsiach ludzie chowali się w podziemnych spiżarniach.

Widząc nieszczęście swoich poddanych, król postanowił ostatecznie pozbyć się niechcianego gościa.

– Dość tego! – powiedział zdecydowanym tonem. – Musimy rozprawić się z poczwarą, inaczej doszczętnie zniszczy całą okolicę, a moich poddanych czeka straszny głód! Nie daj Boże, żeby po pożarciu wszystkich owiec i baranów zabrał się za jedzenie ludzi! Tak dłużej być nie może!

Po długiej naradzie ze swoimi najbardziej zaufanymi doradcami król ogłosił, że ten, komu uda się zgładzić smoka otrzyma w nagrodę wór złota.

Posłańcy rozjechali się po całym królestwie, by ogłosić tę wiadomość, a wkrótce w Krakowie zaroiło się od rycerzy chcących zdobyć sławę i bogactwo. Co dzień kolejni śmiałkowie próbowali pokonać smoka mieczem lub strzelając do niego z kuszy. Ostrza mieczy jednak tępiły się na twardej skórze gada, a strzały odbijały od jego łusek. Dzielni rycerze uciekali z wrzaskiem przed ziejącym ogniem stworem. A smok bawił się doskonale…

– Hahaha! – rozlegało się w gadziej jamie. – Wyborne! Tymi małymi metalowymi igiełkami chcą mi zrobić krzywdę? Przecież to łaskocze! Hahaha!

Pewnego dnia na zamku zjawił się szewczyk Skuba.

– Wpuście mnie do króla, wiem jak pozbyć się potwora! – zameldował strzegącym zamkowej bramy strażnikom.

– Co? Ty?! Chyba żartujesz! – strażnik nie mógł powstrzymać się od śmiechu. – Żadnemu z opancerzonych i uzbrojonych po zęby dzielnych rycerzy się to jeszcze nie udało! Jak niby ty miałbyś to zrobić!

– Zamierzasz go pokonać igłą do szycia butów? – szydził jego kolega.

Skuba jednak nie dał się zbić z tropu. Uparcie domagał się wpuszczenia do zamku. Jego rozmowę ze strażnikami usłyszał przechodzący niedaleko bramy doradca króla, Radzimir. Choć, jak zapewne pamiętacie, sam nie nadawał się za bardzo na bohatera, to jednak był on wielkim mędrcem i wiedział, że sama odwaga, siła i piękna zbroja nie wystarczą, by pokonać smoka.

– Wpuście go – powiedział do strażników. – Posłuchajmy, co ten młodzieniec ma do powiedzenia. Nie mamy nic do stracenia – dodał zatroskanym głosem. – Każdy pomysł może  okazać się na wagę złota…

Po czym zaprowadził chłopca do sali tronowej, gdzie król Krak siedział smutny ze zwieszoną głową. Kiedy ją podniósł, zdziwił się ogromnie widokiem ubogiego szewca. Jeszcze bardziej zdumiało go, gdy ów chudziutki, drobny chłopczyna oświadczył, że zna sposób na pozbycie się smoka.

– Zbliż się – powiedział król dobrotliwym głosem. – Zdradź mi swój sekret.

Twarz króla rozjaśniała się z każdą chwilą, gdy słuchał planu Skuby. Kiedy chłopak skończył opowiadać, władca klasnął w dłonie i powiedział uradowany:

– Do dzieła, chłopcze! Skończmy z tym okropnym potworem! Jeśli ci się powiedzie – otrzymasz wór złota i mianuję cię rycerzem!

Nazajutrz rano Skuba zabrał się za realizację swojego planu. Wziął skórę barana i wypchał ją siarką, a następnie zszył dokładnie, tak, że gdy skończył, stanął przed nim baran jak żywy.

Podekscytowany szewczyk ruszył następnie w kierunku smoczej jamy. Zakradł się cichutko pod otwór wejściowy jaskini, gdzie usłyszał głośne chrapanie gada. Ciarki przeszły mu po plecach, gdy poczuł gorący smoczy oddech i uświadomił sobie, że jest w odległości kłapnięcia paszczy od tego strasznego potwora. Porzucił więc szybko barana przed wejściem i skrył się w zaroślach nad brzegiem rzeki, żeby obserwować, co się wydarzy. Chwilę trwało zanim smok się obudził, jednak po jakimś czasie najwyraźniej zgłodniał, bo otworzył szeroko swoje wielkie ślepia, ziewnął potężnie i, węsząc dokoła, wyszedł ze swojej jaskini. Jakież było jego zdziwienie, gdy tuż u wejścia zobaczył pięknego tłuściutkiego barana. Nie myśląc wiele, pożarł go jednym kłapnięciem paszczy.

Skuba patrzył z krzaków jak zadowolenie, które malowało się na paszczy żarłocznego smoka po połknięciu barana bardzo szybko zmieniło się w dziwny grymas – oczy gada niemal wyszły z orbit, a z jego uszu buchnęła para.

– Ratunku! – zawołał gad, który często słyszał to słowo i nauczył się je wypowiadać w ludzkim języku. Po czym z wielkim rykiem rzucił się w kierunku Wisły, żeby ugasić palący go od środka pożar. Pił, i pił, i pił, i pił… Gdy wypił już z rzeki tyle wody, że zdziwione ryby wychylały swoje łebki na powierzchnię, w jednej chwili pękł jak balon.

Z murów zamkowych scenę obserwował król Krak wraz ze swoją świtą. Wiwatom nie było końca. Władca posłał po Skubę, którego na wawelski dziedziniec wniesiono na rękach, wśród wesołych okrzyków i śpiewu.

– Wiwat! Niech żyje!

Król kazał natychmiast przynieść ze skarbca obiecany pogromcy smoka wór złota. Skuba jednak skłonił się skromnie przed monarchą i powiedział:

– Wasza Królewska Mość! Nie o bogactwie marzę, a o rycerskim życiu pełnym niebezpieczeństw i wspaniałych przygód. A jeśli przy tym będę mógł nieść pomoc dobrym ludziom tego królestwa, to niczego więcej mi nie trzeba!

Nazajutrz odbyło się więc uroczyste pasowanie Skuby na rycerza, a na jego cześć wydano wielką ucztę na zamku. Również na krakowskim rynku trzy dni tańczono i śpiewano na cześć bohatera.

I tak szewczyk został dzielnym sługą króla i jako rycerz wykazał się jeszcze nie raz odwagą i sprytem.

Jeśli lubicie słuchowiska dla dzieci z najpiękniejszą muzyką i wyjątkowymi efektemi, aplikacja pomelody jest właśnie dla Was! Zajrzyjcie do niej, by posłuchać Legendy o Panu Twardowskim, bajki Paweł i Gaweł oraz wielu innych utworów literatury dziecięcej.

Pomelody App

Wartościowa muzyka, wciągające audiobajki i piękne animacje, a wszystko to przygotowane z myślą o Twoim dziecku. Aplikacja pomelody to nieoceniony towarzysz rodzicielstwa – bawi, uczy, uspokaja, dbając o najwyższą jakość treści kierowanych do dzieci. 7 dni za darmo! 

Zaloguj się

Menu

Twój koszyk

Nie ma produktów w Twoim koszyku